lipca 12, 2019

"Gdzie diabeł mówi dobranoc" - K. Bonowicz

"Gdzie diabeł mówi dobranoc" - K. Bonowicz
Tytuł: Gdzie diabeł mówi dobranoc

Liczba stron: 571
Wydawnictwo: Initium
Ocena: 10/10


Alicja jest siedemnastoletnia dziewczyną, która trafia pod opiekę ciotki po niespodziewanej i nagłej śmierci swoich rodziców. Ciotka mieszka w miasteczku o mrocznej nazwie Czarcisław na Podkarpaciu. W nowym miejscu dziewczyna nie czuje się dobrze. Otoczona jest według niej dziwakami, którzy mają jakieś swoje sekrety. Dzień po dniu nastolatka odkrywa, że nikt tutaj nie jest tym za kogo się podaje oraz sama musi się zmierzyć z tym kim jest, a także wykonać niebezpieczne zadanie. Według legendy czwórka przyjaciół została wygnana z rodzinnej wioski, ponieważ ludzie obawiali się czarów. Mimo że rozeszli się oni w cztery strony świata to i tak spotkali się w tym samym miejscu, czyli pod czarcim kamieniem. Tam właśnie wywołali diabła i dobili z nim targu. Kolejne pokolenia odczuwają skutki tego zdarzenia. Potomkowie ich przez wieki próbowali się wyrwać z tego paktu, ale niestety bezskutecznie. Czy przedstawicielom kolejnego pokolenia uda się wreszcie wreszcie wrócić do normy i z jakimi przeszkodami się oni będą musieli zmierzyć?

Według opisu na okładce jest to „fascynująca mieszanina słowiańskich wierzeń, prastarych demonów, niesamowitych eliksirów i współczesności”. Wszystko się zgadza, a do tego jest to książka trzymająca w napięciu. Szczerze mówiąc to ja nie bardzo mogłam się od niej oderwać i ubolewałam nad tym, że nie mogę jej przeczytać jednym tchem, a mimo to że jest ona takim grubaskiem to czytało się ją tak lekko i przyjemnie, że nie wiadomo kiedy te strony przerzucało się dalej i dalej. Bardzo podobała mi się kombinacja słowiańskich wierzeń i współczesności. Było to na tyle dobrze wyważone, że absolutnie nie gryzło się to ze sobą. Bohaterowi zostali bardzo dobrze wykreowani, a sama historia też była momentami zabawna, a momentami poważna, ale oczarowała mnie ta historia i jeśli podobała Wam się „Szeptucha” Bereniki – Miszczuk to ta pozycja też na pewno przypadnie Wam do gustu. Ja ją polecam każdemu.  Nie mogę się doczekać kolejnego tomu i pierwszy raz od dawna po tej pozycji mam kaca książkowego.

maja 30, 2019

"Oskarżony rak. Śledztwo kryminalne." - David Khayat

"Oskarżony rak. Śledztwo kryminalne." - David Khayat
 Tytuł: Oskarżony rak. Śledztwo kryminalne.
Liczba stron: 236
Wydawnictwo: Amber
Ocena:  9/10



Powstało wiele artykułów oraz książek na temat choroby cywilizacyjnej naszego wieku, czyli o raku. Problem jest o tyle złożony, że do końca nie wiadomo co przyczynia się do tego, że jedna osoba choruję na tę straszną chorobą, a inna nie. Z każdej strony jesteśmy bombardowani informacjami na temat szkodliwości chemii potrzebnej do leczenia raka, a także są nawet głosy o teoriach spiskowych koncernów farmaceutycznych. Uzyskujemy też wiele sprzecznych ze sobą informacji. Pisano już biografie osób które walkę z nowotworem wygrały. Jednym słowem temat raka jest na topie.

Książka z którą do Was dzisiaj przychodzę jest zupełnie inna od tego co do tej pory czytałam. Jest ona napisana przystępnie z nutką humoru przez profesora w dziedzinie onkologii. Ta książka ma na celu pokazać nam, że raka nie powinniśmy się bać, a przede wszystkim chodzi o to, aby tę chorobę zrozumieć. Rak w tej książce jest potencjalnym mordercą. Przedstawiony jest jego profil i sposoby jego działania, a także miejsca i narzędzia zbrodni. Brzmi nieprawdopodobnie? Ale właśnie to w tej pozycji jest wyjątkowe! Wspólnie z autorem wyruszamy w drogę, aby zrozumieć pewne czynniki i mechanizmy, które prowokują rozwój tej choroby.  Nie zawsze zdajemy sobie sprawę co jest narzędziem zbrodni. Okazuje się, że negatywne emocje, stres powodują cierpienie naszych komórek przez co ostatecznie wywołują raka. Autor podsuwa nam możliwości radzenia sobie ze stresem. Żyjemy w takich czasach, że jesteśmy w ciągłym biegu i stres jest dla nas rzeczą normalną. Niestety żyjemy każdego dnia na wysokich obrotach i nie dostrzegamy, że taki tryb życia jest dla nas wyniszczający.

Polecam tę książkę każdemu! 

marca 23, 2019

Zbrodnia i Karaś - A. Rumin

Zbrodnia i Karaś - A. Rumin

Tytuł: Zbrodnia i Karaś
Liczba stron: 300
Wydawnictwo: Initium
Ocena: 8/10



„Zbrodnia i Karaś” jest książką zupełnie inną niż wszystkie. Pierwszy raz się spotykam z czymś takim. Ale czytało mi się ją bardzo przyjemnie. Jest to książka pełna absurdalnego humoru i łączy ona elementy kryminału z satyrą. A wszystko związane jest ze środowiskiem uniwersyteckim na warszawskich Bielanach, czyli mowa tu o Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Galeria bohaterów, która nie byłaby taka sama bez kota Stefana oraz nieprawdopodobne zbiegi okoliczności sprawiają, że tę książkę czyta się dość szybko. Ja od razu wiedziałam, że będzie to idealna pozycja dla mnie, ponieważ jestem absolwentem Uksfordu i jestem z tego dumna. Był to mój pierwszy wybór i jeden jedyny, bo innego nie chciałam mieć i jak widać skończyłam tę uczelnie z tytułem magistra prawa. A o czym dokładnie jest książka?
Na terenie UKSW w Warszawie dwie sprzątaczki znajdują ciało Ernesta Karasia, który był znienawidzonym przez pracowników oraz studentów profesorem. W tym czasie kiedy wykładowca stracił życie na terenie uczelni przebywało jeszcze dziesięć osób. Czy któreś z nich w jakiś sposób przyczyniło się do śmierci profesora? A może doszło do nieszczęśliwego wypadku? Najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłby wypadek, ponieważ w innym przypadku skandal mógłby zniszczyć i tak nienajlepszą opinię uczelni…
Książkę tę czytało mi się bardzo dobrze. Nie miała ona może zawrotnego tempa, ale idealna była na dwa wieczory. Jest ona lekka, ale sposób w jaki jest napisana nie wszystkim może przypaść do gustu. Myślę, że albo ona się spodoba, albo nie. Ja jestem na tak. Były momenty kiedy uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Jest to inna książka niż wszystkie tak jak wcześniej pisałam i moim zdaniem warto się z nią zapoznać. Polecam

marca 02, 2019

MADAGASKAR

MADAGASKAR


Każdy z nas oglądał chyba film animowany pt. „Madagaskar”, a Król Julian to postać wręcz kultowa, dlatego tym razem nasz wybór padł właśnie na Madagaskar.  Blisko 10.5 godziny w samolocie nie przerażało nas już w ogóle, ponieważ to już nasz kolejny tak długi lot. Po dotarciu na miejsce uderzyła nas natychmiast w nozdrza wysoka wilgotność powietrza, a głowy chodziły nam we wszystkie strony w poszukiwania terminala, ponieważ otaczały nas same drzewa. Kiedy już dostrzegliśmy terminal i znaleźliśmy się w środku naszym oczom ukazał się niecodzienny widok. Zero komputerów oraz dużo osób do obsługi pasażerów, a także jedna jedyna taśma do odbioru bagażu. Kontrola bagażu polegała na tym, że osoba z obsługi wyłapywała poszczególne osoby i kazała otwierać walizki, po czym przetrzepywała ich zawartość na oczach pozostałych pasażerów i jeżeli nic nie zwróciło ich uwagi to puszczali dalej. Było to dość krępujące, ponieważ wszyscy mogli zobaczyć zawartość naszej walizki.   Kolejnym krokiem był przejazd do hotelu z którym mieliśmy małe zamieszanie. Kiedy okazało się, że otrzymam jednak urlop na wymarzoną wycieczkę, zostało nam jedynie czekać na dobrą ofertę last minute. Niestety hotel który wypatrzyliśmy wyprzedał się już dawno i zostały hotele o niskim standardzie. Kiedy w drodze do hotelu oglądaliśmy w jakich warunkach żyją tubylcy to serce podeszło mi do gardła, że ten niski standard hotelu to będzie chyba jakaś tragedia i zastanawiałam się co teraz, bo przecież nie było już odwrotu. Gdy dotarliśmy na miejsce, po zakwaterowaniu udaliśmy się na zwiedzanie terenu wkoło hotelu i to co zobaczyliśmy przerosło moje oczekiwania. Gdy weszliśmy do palmowego ogrodu z widokiem na piękną, piaszczystą, egzotyczną plażę i ocean to zaprało nam dosłownie dech w piersiach.


 Najbardziej zaskakujący byli dla nas tubylcy mówiący po polsku. Ich łatwość nauki naszego języka oraz to jak starają się do nas zbliżyć była niesamowita. Przy hotelu mogliśmy spotkać także nazwaną przez nas „ mafie cukierkową”. Małe dzieci  podchodziły, przytulały się i szły za rękę na spacer po plaży, pytając przy tym czy może mamy dla nich cukierki. Tutaj dzieci dbają o siebie same. Biegają na boso, zaczepiają turystów i wędrują za rękę. Były nawet momenty kiedy się biły o to kto z kim będzie szedł za rękę. My „biali” jesteśmy dla nich  atrakcją. Jest to najbiedniejszy kraj na świecie. Ludzie muszą przeżyć za 1 euro dziennie. Kelnerka zarabia 25 euro miesięcznie, co dla nas europejczyków jest niewyobrażalne, a mimo to ludzie są tam szczęśliwi, bo nie gonią tak jak my za nowinkami technologicznymi. W trakcie zakupów zauważyliśmy, że większość z nich jest analfabetami i nie umieją liczyć, jeżeli trafiłby się jakiś nieuczciwy turysta to mógłby ich oszukać kupując więcej niż jedną rzecz. To my pilnowaliśmy tego, aby dobrze im zapłacić.


Oprócz hotelowych atrakcji postanowiliśmy wyruszyć na zwiedzanie wyspy, bo nie samym opalaniem człowiek żyje. Wybraliśmy się na wyspę lemurów. Żyją sobie tam one w środowisku naturalnym, ale jest wyznaczony kawałek terenu tylko dla turystów, żeby nie burzyć im spokoju. Lemury, które chętnie przychodzą do turystów są leniuchami, ponieważ nie chce im się szukać i zrywać bananów, a wiedzą, że od turystów dostaną już gotowe przysmaki, które będą mogły jeść z ręki. Idąc dalej w głąb lasu można było spotkać gigantyczne żółwie, kameleony, a także węże. Po drodze mogliśmy obserwować mieszkańców w ich codziennym życiu. 


Na każdym kroku oczywiście spotykaliśmy dzieci czekające na słodkości lub próbujące nam sprzedać magnesik. Szkoła na Madagaskarze nie jest obowiązkowa i bardzo mało dzieci w ogóle ją kończy. Dzieci zamiast do szkoły, częściej zostają w domu, aby pomagać rodzicom w codziennych obowiązkach. Najbardziej zaskakujące było to, że te chaty wyglądały jak szałasy, były to proste chaty afrykańskie, a zdarzało się, że na dachu mogliśmy spotkać małe baterie słoneczne lub talerze Canal +. Mimo, że tubylcy sięgają po technologie i tak w większość starają się żyć tradycyjnie. Te baterie słoneczne są im potrzebne do tego, aby w nocy mogli włączyć małą lampkę, a ci którzy posiadają telefony komórkowe, żeby mogli je naładować, ponieważ nie ma ogólnego dostępu do prądu. Jeśli zaczęliście zastanawiać się nad łazienką, to jest ona akurat tam gdzie najdzie ich potrzeba. 

Dużą atrakcją dla nas jest widok kobiety, która na swojej głowie potrafi przenieść duży dzban napełniony wodą. Taki widok wprowadził mnie wręcz w osłupienie, ponieważ robią to one bezbłędnie.
Jeśli chodzi o pamiątki to wybór ich jest bardzo mały ze względu na to, że wszystko jest robione ręcznie. Nawet rum, który jest tu specjalnością regionalną, pędzony jest przez każdego trochę inaczej, dlatego trzeba kupowac go w sprawdzonych miejscach, żeby nie kupić jakiegoś spirytusu czy denaturatu. Warto kupić także owoc kakowca, a także prawdziwą kawę arabike, o ile ją znajdziecie bo jest trudno dostępna. Kolejnym przystankiem na naszej drodze były dwie rajskie wyspy z przepięknymi plażami oraz ciepłą wodą. Woda jest tam najcieplejsza ze wszystkich miejsc na świecie jakie odwiedziłam do tej pory. Obsługa w hotelach uczy się języka polskiego i idzie im to bardzo sprawnie. Starają się z nami przy każdej możliwej okazji porozmawiać po polsku. Ogólnie są oni bardzo mili i uśmiechnięci oraz bardzo pomocni. Przy opływaniu przyległych wysepek w godzinach wieczornych był duży problem z tym aby wejść i zejść z motorówki.

 Fale były tak duże, że potrafiły przewrócić człowieka, trzeba było wyczuć odpowiedni moment między falami, żeby bezpiecznie z niej wysiąść. Było to dla mnie dość stresujące, ponieważ widziałam jak ludzie przewracali się i tracili okulary, bądź zalewało im sprzęty m.in. kamery, aparaty czy telefony. Kolejnym, a zarazem ostatnim punktem programu była wycieczka do jednego z piękniejszych miejsc na świecie, czyli Nosy Iranja. Już podpływając do niej widzieliśmy jej wyjątkowość. Składa się ona z dwóch wysp, które są ze sobą połączone pasem białego piasku. Pojawia się i znika w zależności od odpływów. Jest ona rezerwatem przyrody i posiada bogatą roślinność , pełną palm, kwiatów, a także tropikalnych drzew. 

Wszystko to otacza piękna biała plaża oraz woda morska o niepowtarzalnych kolorach od jasnego błękitu do granatowego kobaltu. Widoki na tej wyspie zapierają dech w piersiach i miłośnicy słońca i morza czują się tam jak w raju.
Wyspa była cudowna. Całkowicie zakochałam się w tym miejscu oraz  ludziach. Myślę, że jeszcze tam wrócę.

lutego 17, 2019

"Bezbronne" - T. Adams

"Bezbronne" - T. Adams

Tytuł: Bezbronne
Liczba stron: 364
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 2/10

 „Bezbronne” już na okładce zostały przedstawione jako „bestsellerowy thriller, który szturmem podbił świat”. Czy aby na pewno?
Darby jechała z uniwersytetu do swojego domu rodzinnego, ponieważ dostała wiadomość o złym stanie zdrowia matki, gdy rozszalała się burza śnieżna i uwięziła ją na odludziu. Oprócz niej są jeszcze cztery osoby z którymi będzie musiała najbliższą noc spędzić przy autostradzie i bez zasięgu. Droga jest kompletnie zaśnieżona, a komunikaty radiowe podają, że pługi śnieżne dostaną się do nich za około sześć godzin. Gdy główna bohaterka rozgląda się po parkingu, przypadkowo odkrywa, że w jednym z aut uwięzione jest dziecko, które jest zamknięte w klatce….
Początek tej historii był dość nudny. Zero napięcia. Po około stu stronach historia zaczęła dość gwałtowanie nabierać tempa, ale niestety była ona tak absurdalna, że w pewnych momentach aż śmieszna. Im dalej, tym gorzej. Autor popłynął z wydarzeniami, które były nielogiczne, a zbiegi okoliczności były wręcz niemożliwe. Ta pozycja niestety nie przypadła mi do gustu. Nie polecam tej książki. Rzuciła mi się w oczy informacja, że zostały kupione prawa do ekranizacji i zastanawiam się jaki będzie ten film. Może reżyser nie będzie wierny w 100% książce i wydobędzie z niej potencjał na coś fajnego. Na ten moment nie poszłabym do kina, ponieważ zawiodłam się. Jeśli chodzi o zakończenie to autor tutaj już całkiem popłynął. Moim zdaniem ten debiut jest kompletną klapą.

Dziękuję za egzemplarz Wydawnictwu Otwartemu.

stycznia 20, 2019

"Legendy Archeonu. Strach Stary i Nowy." - T. Arnold

"Legendy Archeonu. Strach Stary i Nowy." - T. Arnold

Tytuł: Legendy Archeonu Strach Stary i Nowy
Liczba stron: 707
Wydawnictwo:Vectra
Ocena: 9/10


Po przeczytaniu opisu skojarzyła mi się ta książka z jakże popularną „ Grą o Tron”. Miałam dwa podejścia do „Gry o Tron” i niestety poległam, ale jeśli chodzi o ”Legendy Archeonu” było zupełnie inaczej. Od razu spodobało mi się to, że autor pozostał przy swoim lekkim języku, przez co tę książkę naprawdę dobrze się czytało. Nie mogę powiedzieć, że była to ogólnie lekka lektura, bo nie czytam tego typu książek tak często jak swoje ukochane kryminały i trochę mi się zeszło, aż się w nią wgryzłam, ale potem poszło jak z płatka. Nawet nie wiem kiedy minęła połowa, a potem kiedy już kończyłam tę książkę. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego czego dokonał autor w tej książce. Stworzenie całego świata, dokładnej jego mapy oraz wykreowanie bohaterów oraz złożenie tego wszystkiego w jedną całość jest niesamowite. Myślałam, że czytając wszystkie książki autora nie będzie on już w stanie mnie zaskoczyć, a tu proszę. Sięgając po tę pozycję  nie zabraknie walki, odwagi, zemsty, intryg oraz spisków, a także oczywiście tytułowego strachu. Opisy walk zawarte w  legendach wywierają ogromne wrażenie. Opisane są w taki sposób, że pobudzają wyobraźnię co powodowało, że momentami robiło mi się niedobrze, ale to dodaje smaczku oczywiście i nie jest minusem. Oczywiście nie obyło się bez specyficznego humoru, który jest jak zawsze idealnie dobrany do sytuacji. Jeśli chodzi o zakończenie to nie będzie nowością jeżeli powiem, że było zaskakujące. To jest ogromny plus autora, że nigdy nie spodziewam się jakie będzie zakończenie, dlatego też tak chętnie sięgam po jego książki.



Opis wrzucam oryginalny ze strony wydawcy, ponieważ lepiej nie da się go ująć, a nie chce sama napisać za dużo, żeby nie spoilerować, dlatego dobrze jak będzie odpowiednio wyważony. 
„Po ucieczce pierwszych ludzi z Terenów Centralnych i opanowaniu tych ziem przez olbrzymów, gigantów i niszczycieli, Archeon pozostawał przesiąknięty strachem, śmiercią oraz pierwotnym złem powołanym do życia przez Stwórców. Ku swej uciesze sprowadzali oni na świat kolejne monstra pustoszące lądy i oceany, a ich jedynym celem była chęć niszczenia tego, co już istniało. Pożoga i zagłada trwały setki lat, ale również i ta era, jak każda, miała swój początek oraz koniec, zapisując się w legendach.
Krew wsiąkła głęboko w ziemię, która na powrót przyjęła brunatną barwę, a rozkładające się ciała dały początek nowemu życiu. Strach uleciał i rozproszył się w powietrzu niczym dym z przygaszonej pochodni. W tym wszystkim jedynie Śmierć pozostała niezmienna. Cierpliwie czekała na odważnych, którzy postanowili wrócić i ponownie określić się mianem Archeonów – pierwotnej nacji zamieszkującej niegdyś Tereny Centralne.”
Nie można pominąć w opisie tej pozycji – okładki, która jest wyjątkowa. Dawno nie widziałam tak ładnie wydanej ksiązki. Od razu po otwarciu widzimy mape całej stworzonej krainy, która się przydaje w trakcie czytania. Cieszy mnie to, że jest to pierwszy tom trylogii i będą kolejne, a na końcu ksiązki możemy zobaczyć jak będą wyglądały kolejne dwie okładki tej trylogii.  Ja sięgnę po kolejne tomy, bo jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. I oczywiście polecam książkę nie tylko miłośnikom fantastyki.

Copyright © 2016 Książki moja miłość , Blogger