marca 23, 2019

Zbrodnia i Karaś - A. Rumin

Zbrodnia i Karaś - A. Rumin

Tytuł: Zbrodnia i Karaś
Liczba stron: 300
Wydawnictwo: Initium
Ocena: 8/10



„Zbrodnia i Karaś” jest książką zupełnie inną niż wszystkie. Pierwszy raz się spotykam z czymś takim. Ale czytało mi się ją bardzo przyjemnie. Jest to książka pełna absurdalnego humoru i łączy ona elementy kryminału z satyrą. A wszystko związane jest ze środowiskiem uniwersyteckim na warszawskich Bielanach, czyli mowa tu o Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Galeria bohaterów, która nie byłaby taka sama bez kota Stefana oraz nieprawdopodobne zbiegi okoliczności sprawiają, że tę książkę czyta się dość szybko. Ja od razu wiedziałam, że będzie to idealna pozycja dla mnie, ponieważ jestem absolwentem Uksfordu i jestem z tego dumna. Był to mój pierwszy wybór i jeden jedyny, bo innego nie chciałam mieć i jak widać skończyłam tę uczelnie z tytułem magistra prawa. A o czym dokładnie jest książka?
Na terenie UKSW w Warszawie dwie sprzątaczki znajdują ciało Ernesta Karasia, który był znienawidzonym przez pracowników oraz studentów profesorem. W tym czasie kiedy wykładowca stracił życie na terenie uczelni przebywało jeszcze dziesięć osób. Czy któreś z nich w jakiś sposób przyczyniło się do śmierci profesora? A może doszło do nieszczęśliwego wypadku? Najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłby wypadek, ponieważ w innym przypadku skandal mógłby zniszczyć i tak nienajlepszą opinię uczelni…
Książkę tę czytało mi się bardzo dobrze. Nie miała ona może zawrotnego tempa, ale idealna była na dwa wieczory. Jest ona lekka, ale sposób w jaki jest napisana nie wszystkim może przypaść do gustu. Myślę, że albo ona się spodoba, albo nie. Ja jestem na tak. Były momenty kiedy uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Jest to inna książka niż wszystkie tak jak wcześniej pisałam i moim zdaniem warto się z nią zapoznać. Polecam

marca 02, 2019

MADAGASKAR

MADAGASKAR


Każdy z nas oglądał chyba film animowany pt. „Madagaskar”, a Król Julian to postać wręcz kultowa, dlatego tym razem nasz wybór padł właśnie na Madagaskar.  Blisko 10.5 godziny w samolocie nie przerażało nas już w ogóle, ponieważ to już nasz kolejny tak długi lot. Po dotarciu na miejsce uderzyła nas natychmiast w nozdrza wysoka wilgotność powietrza, a głowy chodziły nam we wszystkie strony w poszukiwania terminala, ponieważ otaczały nas same drzewa. Kiedy już dostrzegliśmy terminal i znaleźliśmy się w środku naszym oczom ukazał się niecodzienny widok. Zero komputerów oraz dużo osób do obsługi pasażerów, a także jedna jedyna taśma do odbioru bagażu. Kontrola bagażu polegała na tym, że osoba z obsługi wyłapywała poszczególne osoby i kazała otwierać walizki, po czym przetrzepywała ich zawartość na oczach pozostałych pasażerów i jeżeli nic nie zwróciło ich uwagi to puszczali dalej. Było to dość krępujące, ponieważ wszyscy mogli zobaczyć zawartość naszej walizki.   Kolejnym krokiem był przejazd do hotelu z którym mieliśmy małe zamieszanie. Kiedy okazało się, że otrzymam jednak urlop na wymarzoną wycieczkę, zostało nam jedynie czekać na dobrą ofertę last minute. Niestety hotel który wypatrzyliśmy wyprzedał się już dawno i zostały hotele o niskim standardzie. Kiedy w drodze do hotelu oglądaliśmy w jakich warunkach żyją tubylcy to serce podeszło mi do gardła, że ten niski standard hotelu to będzie chyba jakaś tragedia i zastanawiałam się co teraz, bo przecież nie było już odwrotu. Gdy dotarliśmy na miejsce, po zakwaterowaniu udaliśmy się na zwiedzanie terenu wkoło hotelu i to co zobaczyliśmy przerosło moje oczekiwania. Gdy weszliśmy do palmowego ogrodu z widokiem na piękną, piaszczystą, egzotyczną plażę i ocean to zaprało nam dosłownie dech w piersiach.


 Najbardziej zaskakujący byli dla nas tubylcy mówiący po polsku. Ich łatwość nauki naszego języka oraz to jak starają się do nas zbliżyć była niesamowita. Przy hotelu mogliśmy spotkać także nazwaną przez nas „ mafie cukierkową”. Małe dzieci  podchodziły, przytulały się i szły za rękę na spacer po plaży, pytając przy tym czy może mamy dla nich cukierki. Tutaj dzieci dbają o siebie same. Biegają na boso, zaczepiają turystów i wędrują za rękę. Były nawet momenty kiedy się biły o to kto z kim będzie szedł za rękę. My „biali” jesteśmy dla nich  atrakcją. Jest to najbiedniejszy kraj na świecie. Ludzie muszą przeżyć za 1 euro dziennie. Kelnerka zarabia 25 euro miesięcznie, co dla nas europejczyków jest niewyobrażalne, a mimo to ludzie są tam szczęśliwi, bo nie gonią tak jak my za nowinkami technologicznymi. W trakcie zakupów zauważyliśmy, że większość z nich jest analfabetami i nie umieją liczyć, jeżeli trafiłby się jakiś nieuczciwy turysta to mógłby ich oszukać kupując więcej niż jedną rzecz. To my pilnowaliśmy tego, aby dobrze im zapłacić.


Oprócz hotelowych atrakcji postanowiliśmy wyruszyć na zwiedzanie wyspy, bo nie samym opalaniem człowiek żyje. Wybraliśmy się na wyspę lemurów. Żyją sobie tam one w środowisku naturalnym, ale jest wyznaczony kawałek terenu tylko dla turystów, żeby nie burzyć im spokoju. Lemury, które chętnie przychodzą do turystów są leniuchami, ponieważ nie chce im się szukać i zrywać bananów, a wiedzą, że od turystów dostaną już gotowe przysmaki, które będą mogły jeść z ręki. Idąc dalej w głąb lasu można było spotkać gigantyczne żółwie, kameleony, a także węże. Po drodze mogliśmy obserwować mieszkańców w ich codziennym życiu. 


Na każdym kroku oczywiście spotykaliśmy dzieci czekające na słodkości lub próbujące nam sprzedać magnesik. Szkoła na Madagaskarze nie jest obowiązkowa i bardzo mało dzieci w ogóle ją kończy. Dzieci zamiast do szkoły, częściej zostają w domu, aby pomagać rodzicom w codziennych obowiązkach. Najbardziej zaskakujące było to, że te chaty wyglądały jak szałasy, były to proste chaty afrykańskie, a zdarzało się, że na dachu mogliśmy spotkać małe baterie słoneczne lub talerze Canal +. Mimo, że tubylcy sięgają po technologie i tak w większość starają się żyć tradycyjnie. Te baterie słoneczne są im potrzebne do tego, aby w nocy mogli włączyć małą lampkę, a ci którzy posiadają telefony komórkowe, żeby mogli je naładować, ponieważ nie ma ogólnego dostępu do prądu. Jeśli zaczęliście zastanawiać się nad łazienką, to jest ona akurat tam gdzie najdzie ich potrzeba. 

Dużą atrakcją dla nas jest widok kobiety, która na swojej głowie potrafi przenieść duży dzban napełniony wodą. Taki widok wprowadził mnie wręcz w osłupienie, ponieważ robią to one bezbłędnie.
Jeśli chodzi o pamiątki to wybór ich jest bardzo mały ze względu na to, że wszystko jest robione ręcznie. Nawet rum, który jest tu specjalnością regionalną, pędzony jest przez każdego trochę inaczej, dlatego trzeba kupowac go w sprawdzonych miejscach, żeby nie kupić jakiegoś spirytusu czy denaturatu. Warto kupić także owoc kakowca, a także prawdziwą kawę arabike, o ile ją znajdziecie bo jest trudno dostępna. Kolejnym przystankiem na naszej drodze były dwie rajskie wyspy z przepięknymi plażami oraz ciepłą wodą. Woda jest tam najcieplejsza ze wszystkich miejsc na świecie jakie odwiedziłam do tej pory. Obsługa w hotelach uczy się języka polskiego i idzie im to bardzo sprawnie. Starają się z nami przy każdej możliwej okazji porozmawiać po polsku. Ogólnie są oni bardzo mili i uśmiechnięci oraz bardzo pomocni. Przy opływaniu przyległych wysepek w godzinach wieczornych był duży problem z tym aby wejść i zejść z motorówki.

 Fale były tak duże, że potrafiły przewrócić człowieka, trzeba było wyczuć odpowiedni moment między falami, żeby bezpiecznie z niej wysiąść. Było to dla mnie dość stresujące, ponieważ widziałam jak ludzie przewracali się i tracili okulary, bądź zalewało im sprzęty m.in. kamery, aparaty czy telefony. Kolejnym, a zarazem ostatnim punktem programu była wycieczka do jednego z piękniejszych miejsc na świecie, czyli Nosy Iranja. Już podpływając do niej widzieliśmy jej wyjątkowość. Składa się ona z dwóch wysp, które są ze sobą połączone pasem białego piasku. Pojawia się i znika w zależności od odpływów. Jest ona rezerwatem przyrody i posiada bogatą roślinność , pełną palm, kwiatów, a także tropikalnych drzew. 

Wszystko to otacza piękna biała plaża oraz woda morska o niepowtarzalnych kolorach od jasnego błękitu do granatowego kobaltu. Widoki na tej wyspie zapierają dech w piersiach i miłośnicy słońca i morza czują się tam jak w raju.
Wyspa była cudowna. Całkowicie zakochałam się w tym miejscu oraz  ludziach. Myślę, że jeszcze tam wrócę.
Copyright © 2016 Książki moja miłość , Blogger