poniedziałek, 8 stycznia 2018

KUBA wyspa jak wulkan gorąca




           Po naszej przygodzie w Tajlandii przyszedł czas na kolejną podróż egotyczną, a mianowicie kraj po drugiej stronie kuli ziemskiej – Kubę. Tym razem zegarki trzeba było przestawić 6 godzin do tyłu. Bardzo nie lubię aż takich różnic czasowych, ponieważ zanim człowiek dojdzie do siebie, to zaraz wraca z powrotem i od nowa jest ten sam problem.
             Po przylocie na miejsce, pierwsze co zrobiło na nas ogromne wrażenie to przepiękne, stare samochody różnych marek, ale przede wszystkim moje ulubione Chevrolety. Samochody te były bardzo zadbane i naprawdę piękne. Głowa kręciła nam się we wszystkie strony, ponieważ każdy z przejeżdżających tam samochodów miał swój urok. Udało nam się również spotkać parę Fiatów 126p, nazywanych przez mieszkańców Kuby „polaquito”, na widok których przeniosłam się na chwilę z wspomnieniami do czasów mojego dzieciństwa. Jeden z Maluchów był tak przerobiony, że miał nawet wmontowaną klimatyzację. Główny dochód mieszkańców Kuby pochodzi właśnie z posiadania zabytkowych, ale zadbanych samochodów, ponieważ turyści są bardzo spragnieni przejażdżką nimi. 

               Kolejna rzecz na którą zwraca się uwagę to życzliwość, otwartość oraz radość bijąca od mieszkańców wyspy. Podczas wycieczki widzieliśmy puby w których Kubańczycy tańczyli, śpiewali i byli po prostu szczęśliwi. Gorące rytmy samby i rumby można było spotkać w każdym miasteczku tej przecudownej wyspy i to najczęściej w godzinach, w których wydawałoby się że ludzie powinni być w pracy. Na swojej drodze spotykaliśmy także ludzi grających w gry planszowe, a przede wszystkim odpoczywających w cieniu i palących cygara. Był to stały i nieodłączny widok podczas zwiedzania. Zachowanie mieszkańców Kuby mocno skłania nas europejczyków do refleksji nad własnym życiem i jego ciągłym pędem. 

              Krajobraz wyspy jest przepiękny. Szerokie, piaszczyste i białe plaże z pięknym lazurowym morzem, idealnie się komponują z resztą wyspy. Widoki były bajeczne, dlatego większość wolnego czasu spędzaliśmy na plaży, gdzie rozrywek nie brakowało. Słuchaliśmy muzyki i braliśmy udział w zajęciach organizowanych przez hotelowych animatorów, popijając przy tym drinki z Hawańskim rumem. Oczywiście oprócz wypoczynku, w programie naszej wycieczki było obowiązkowe zwiedzanie wyspy. Wybraliśmy się do Hawany, Trynidadu oraz rejs na wyspę Cayo Blanco z możliwością kąpieli z delfinami. 

                      Zacznijmy od całodniowej wycieczki do Hawany. Hawana to przede wszystkim powolny spacer po fascynujących uliczkach. Piękna architektura i malownicze widoki zapierały dech w piersiach. Dla Kubańczyków w tym miejscu czas się zatrzymał. Siedzą sobie oni na ulicach i palą te swoje cygara oraz grają dla turystów, żeby umilić im czas, a także przy okazji zarobić. Następnie pojechaliśmy do muzeum rumu gdzie poznaliśmy krok po kroku sposoby dawnej produkcji rumu oraz jaki sprzęt był do tego potrzebny. Na koniec zwiedzania była degustacja trunków oraz możliwość zakupu rumu i oczywiście się na niego skusiliśmy. Gdy wszyscy wyszli już z reklamówkami pełnymi zakupów, czekała nas jeszcze jedna niespodzianka, a mianowicie przejażdżka starymi autami. Ja oczywiście musiałam wyszukać jakiegoś nieziemskiego Chevroleta. Miałam okazję przejechać się zabytkowym modelem, którego w Polsce możemy spotkać tylko w muzeum, co sprawiło mi ogromną przyjemność. Po całym intensywnym dniu wróciliśmy do hotelu na kolację i potem mieliśmy kilka dni wolnego na odpoczynek i plażowanie. 

                     Najpiękniejszą wycieczką dla mnie oraz spełnieniem mojego marzenia była możliwość kąpieli z delfinami i wypoczynek na wyspie Cayo Blanco. Wyspa ta jest bardzo malownicza, a na plaży rosną przepiękne palmy, które dają cień od gorącego słońca. Woda jest błękitna i gorąca, a krajobraz zapiera dech w piersiach. Będąc tam czułam się jak w raju, a odwiedziłam już przecież parę naprawdę ciekawych miejsc w swoim życiu. Kąpiel z delfinami to była niesamowita przygoda. Są to tak mądre i inteligentne zwierzęta, że byłam pod ich dużym wrażeniem. Mówi się, że delfiny w niewoli są nieszczęśliwe, ale te z którymi pływaliśmy, w ogóle na takie nie wyglądały. Na środku oceanu miały wybudowany duży basen i trzeba było dopłynąć do tego miejsca łodzią. Opiekunowie tych delfinów też byli niesamowici. Jeden z nich nawet mył swojemu podopiecznemu zęby, bawiąc się z nim i przy tym przekomarzając. Byliśmy tym wszystkim zachwyceni. Za dodatkową opłatą można było sam na sam popływać z delfinem. Mój mąż z tego skorzystał, a ja robiłam mu zdjęcia. Pływali razem i robili różne figury w wodzie. Pierwszy raz miałam okazję widzieć na żywo delfiny na Teneryfie, ale tutaj miałam przyjemność spotkać się z nimi oko w oko. Myślę, że jeśli na kolejnej wycieczce będzie możliwość popływania z tymi uroczymi zwierzętami, to na pewno skorzystam z tego ponownie.

                    Ostatnim punktem zwiedzania Kuby był Trynidad. Trynidad jest małym, ale jakże urokliwym miasteczkiem. Piękne kolorowe uliczki i roześmiani mieszkańcy z cygarem w ustach oraz grający na ulicach znaną na całym świecie „Guantanamerę”, to jest właśnie klimat Trynidadu. Rozkoszowaliśmy się także panoramą tego miasta oraz odwiedziliśmy główny plac Plaza Mayor, którego głównym punktem jest kościół św. Trójcy. Następnie spróbowaliśmy pysznego lokalnego drinku Canchanchara. Jego składnikami są: sok z limonki, miód, cukier, biały rum i kruszony lód. W upalny dzień jest on idealny. 

Gdy reszta naszej grupy rozkoszowała się smakiem Canchanchary, my udaliśmy się nieopodal na niewielki targ, na którym można było kupić ręcznie robione wyroby, m.in. bransoletki, obrusy czy serwetki. Przy wyjściu z tego targu spotkaliśmy grupkę młodych dziewczyn, które stały i prosiły turystów o jakieś drobiazgi. Mnie poprosiły o to, żebym oddała im swoje buty. Miałam na sobie rzucające się w oczy tenisówki w kolorze neonowego różu (który jest widoczny na zdjęciu powyżej), które bardzo im się spodobały. Oczywiście nie mogłam spełnić tej prośby, ponieważ nie miałabym w czym kontynuować wycieczki. Zawitaliśmy również do sklepu z wyrobami z gliny. Było tam dosłownie wszystko, od mis czy wazonów, po figurki i magnesy. Ja zaopatrzyłam się jak zawsze w magnesy i breloczki, które potem rozdałam rodzinie i przyjaciołom w formie drobnych upominków z podróży. 


Jeśli chodzi o życie na Kubie, to mieszkańcy mają inną walutę niż turyści. Jest to peso dla mieszkańców, które jest o wiele mniej warte niż peso wymienialne. Każda rodzina kubańska ma książeczkę z kartkami na produkty spożywcze, chemiczne, ubrania i artykuły przemysłowe. Mimo to sklepy świecą pustkami, zupełnie jak w Polsce za czasów PRL-u. Inaczej jest już w sklepach „dewizowych” , gdzie półki uginają się od towarów, ale płaci się w nich peso wymienialnym, co oznacza, że dla mieszkańców ceny te są kosmiczne. Zarabiają oni kilkanaście dolarów miesięcznie i nie stać ich na taki luksus jak zakupy w sklepie dewizowym. Co mnie urzekło to ich pogoda ducha. Mimo tego, że ci ludzie nie mają łatwego życia, są pozytywnie nastawieni do świata. Myślę, że są oni dużo bardziej szczęśliwi niż europejczycy, którzy ciągle gonią za dobrami materialnymi i luksusowymi, zapracowując się ponad swoje siły i zapominając o tym, że należy cieszyć się z życia. Uważam, że warto odwiedzić tą wyspę aby zaznajomić się z inną kulturą i pięknymi widokami oraz przy okazji na własne oczy przekonać się, jak żyło się kiedyś w dawnej Polsce. Mam nadzieję że pewnego dnia wrócę tam jeszcze raz. 

10 komentarzy:

  1. Wow.To musiała być fantastyczna przygoda.Bardzo chciałabym móc pojechać na taką wycieczkę.Świetna relacja.
    Pozdrawiam.
    czytanestrony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ pięknie! Zazdroszczę pływania z delfinami, to musiało być cudowne przeżycie :)

    Pozdrawiam,
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Rzeczywiście było to niesamowite przeżycie i na pewno zapamiętam je do końca życia :)

      Usuń
  3. Jejku jak tam jest pięknie ! Zazdroszczę! Sama byłam w tamtym roku w Grecji w Zakynthos, mam nadzieję tam powrócić, cudowny klimat...

    Zapraszam do mnie na recenzję książki:
    http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/01/czasem-te-osoby-ktore-najmocniej-nas.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grecję też uwielbiam :) Zakynthos jeszcze przede mną, ale na Rodos już byłam :) Pozdrawiam

      Usuń
  4. Jest to kraj, który chciałabym zobaczyć, na mojej liście :) Szczególnie, że nie mam aż tak daleko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to skoro masz taką możliwość to polecam :) warto! Pozdrawiam

      Usuń

Copyright © 2016 Książki moja miłość , Blogger