Każdy z nas oglądał chyba film animowany pt.
„Madagaskar”, a Król Julian to postać wręcz kultowa, dlatego tym razem nasz
wybór padł właśnie na Madagaskar. Blisko
10.5 godziny w samolocie nie przerażało nas już w ogóle, ponieważ to już nasz
kolejny tak długi lot. Po dotarciu na miejsce uderzyła nas natychmiast w
nozdrza wysoka wilgotność powietrza, a głowy chodziły nam we wszystkie strony w
poszukiwania terminala, ponieważ otaczały nas same drzewa. Kiedy już
dostrzegliśmy terminal i znaleźliśmy się w środku naszym oczom ukazał się
niecodzienny widok. Zero komputerów oraz dużo osób do obsługi pasażerów, a
także jedna jedyna taśma do odbioru bagażu. Kontrola bagażu polegała na tym, że
osoba z obsługi wyłapywała poszczególne osoby i kazała otwierać walizki, po czym
przetrzepywała ich zawartość na oczach pozostałych pasażerów i jeżeli nic nie
zwróciło ich uwagi to puszczali dalej. Było to dość krępujące, ponieważ wszyscy
mogli zobaczyć zawartość naszej walizki. Kolejnym krokiem był przejazd do hotelu z
którym mieliśmy małe zamieszanie. Kiedy okazało się, że otrzymam jednak urlop
na wymarzoną wycieczkę, zostało nam jedynie czekać na dobrą ofertę last minute.
Niestety hotel który wypatrzyliśmy wyprzedał się już dawno i zostały hotele o
niskim standardzie. Kiedy w drodze do hotelu oglądaliśmy w jakich warunkach
żyją tubylcy to serce podeszło mi do gardła, że ten niski standard hotelu to
będzie chyba jakaś tragedia i zastanawiałam się co teraz, bo przecież nie było
już odwrotu. Gdy dotarliśmy na miejsce, po zakwaterowaniu udaliśmy się na
zwiedzanie terenu wkoło hotelu i to co zobaczyliśmy przerosło moje oczekiwania.
Gdy weszliśmy do palmowego ogrodu z widokiem na piękną, piaszczystą, egzotyczną
plażę i ocean to zaprało nam dosłownie dech w piersiach.
Najbardziej zaskakujący
byli dla nas tubylcy mówiący po polsku. Ich łatwość nauki naszego języka oraz
to jak starają się do nas zbliżyć była niesamowita. Przy hotelu mogliśmy
spotkać także nazwaną przez nas „ mafie cukierkową”. Małe dzieci podchodziły, przytulały się i szły za rękę na
spacer po plaży, pytając przy tym czy może mamy dla nich cukierki. Tutaj dzieci
dbają o siebie same. Biegają na boso, zaczepiają turystów i wędrują za rękę.
Były nawet momenty kiedy się biły o to kto z kim będzie szedł za rękę. My
„biali” jesteśmy dla nich atrakcją. Jest
to najbiedniejszy kraj na świecie. Ludzie muszą przeżyć za 1 euro dziennie.
Kelnerka zarabia 25 euro miesięcznie, co dla nas europejczyków jest
niewyobrażalne, a mimo to ludzie są tam szczęśliwi, bo nie gonią tak jak my za
nowinkami technologicznymi. W trakcie zakupów zauważyliśmy, że większość z nich
jest analfabetami i nie umieją liczyć, jeżeli trafiłby się jakiś nieuczciwy
turysta to mógłby ich oszukać kupując więcej niż jedną rzecz. To my
pilnowaliśmy tego, aby dobrze im zapłacić.
Oprócz hotelowych atrakcji postanowiliśmy
wyruszyć na zwiedzanie wyspy, bo nie samym opalaniem człowiek żyje. Wybraliśmy
się na wyspę lemurów. Żyją sobie tam one w środowisku naturalnym, ale jest
wyznaczony kawałek terenu tylko dla turystów, żeby nie burzyć im spokoju.
Lemury, które chętnie przychodzą do turystów są leniuchami, ponieważ nie chce
im się szukać i zrywać bananów, a wiedzą, że od turystów dostaną już gotowe
przysmaki, które będą mogły jeść z ręki. Idąc dalej w głąb lasu można było
spotkać gigantyczne żółwie, kameleony, a także węże. Po drodze mogliśmy
obserwować mieszkańców w ich codziennym życiu.
Na każdym kroku oczywiście spotykaliśmy
dzieci czekające na słodkości lub próbujące nam sprzedać magnesik. Szkoła na
Madagaskarze nie jest obowiązkowa i bardzo mało dzieci w ogóle ją kończy. Dzieci
zamiast do szkoły, częściej zostają w domu, aby pomagać rodzicom w codziennych
obowiązkach. Najbardziej zaskakujące było to, że te chaty wyglądały jak
szałasy, były to proste chaty afrykańskie, a zdarzało się, że na dachu mogliśmy
spotkać małe baterie słoneczne lub talerze Canal +. Mimo, że tubylcy sięgają po
technologie i tak w większość starają się żyć tradycyjnie. Te baterie słoneczne
są im potrzebne do tego, aby w nocy mogli włączyć małą lampkę, a ci którzy
posiadają telefony komórkowe, żeby mogli je naładować, ponieważ nie ma ogólnego
dostępu do prądu. Jeśli zaczęliście zastanawiać się nad łazienką, to jest ona
akurat tam gdzie najdzie ich potrzeba.
Dużą atrakcją dla nas jest widok
kobiety, która na swojej głowie potrafi przenieść duży dzban napełniony wodą.
Taki widok wprowadził mnie wręcz w osłupienie, ponieważ robią to one
bezbłędnie.
Jeśli chodzi o pamiątki to wybór ich jest bardzo
mały ze względu na to, że wszystko jest robione ręcznie. Nawet rum, który jest
tu specjalnością regionalną, pędzony jest przez każdego trochę inaczej, dlatego
trzeba kupowac go w sprawdzonych miejscach, żeby nie kupić jakiegoś spirytusu
czy denaturatu. Warto kupić także owoc kakowca, a także prawdziwą kawę arabike,
o ile ją znajdziecie bo jest trudno dostępna. Kolejnym przystankiem na naszej
drodze były dwie rajskie wyspy z przepięknymi plażami oraz ciepłą wodą. Woda
jest tam najcieplejsza ze wszystkich miejsc na świecie jakie odwiedziłam do tej
pory. Obsługa w hotelach uczy się języka polskiego i idzie im to bardzo
sprawnie. Starają się z nami przy każdej możliwej okazji porozmawiać po polsku.
Ogólnie są oni bardzo mili i uśmiechnięci oraz bardzo pomocni. Przy opływaniu
przyległych wysepek w godzinach wieczornych był duży problem z tym aby wejść i
zejść z motorówki.
Fale były tak duże, że potrafiły przewrócić człowieka,
trzeba było wyczuć odpowiedni moment między falami, żeby bezpiecznie z niej
wysiąść. Było to dla mnie dość stresujące, ponieważ widziałam jak ludzie
przewracali się i tracili okulary, bądź zalewało im sprzęty m.in. kamery,
aparaty czy telefony. Kolejnym, a zarazem ostatnim punktem programu była
wycieczka do jednego z piękniejszych miejsc na świecie, czyli Nosy Iranja. Już
podpływając do niej widzieliśmy jej wyjątkowość. Składa się ona z dwóch wysp,
które są ze sobą połączone pasem białego piasku. Pojawia się i znika w
zależności od odpływów. Jest ona rezerwatem przyrody i posiada bogatą
roślinność , pełną palm, kwiatów, a także tropikalnych drzew.
Wszystko to
otacza piękna biała plaża oraz woda morska o niepowtarzalnych kolorach od
jasnego błękitu do granatowego kobaltu. Widoki na tej wyspie zapierają dech w
piersiach i miłośnicy słońca i morza czują się tam jak w raju.
Wyspa była cudowna. Całkowicie zakochałam się w tym
miejscu oraz ludziach. Myślę, że jeszcze
tam wrócę.